wtorek, 23 kwietnia, 2024
dzieciNAUKAspołeczeństwo

„Nauczyciel” – to brzmi dumnie. W Finlandii.

Jeśli macie dzieci lub znacie jakieś dzieci, być może znacie również problemy współczesnej edukacji. Wśród nich są też nauczyciele – skupieni na wytycznych z Ministerstwa Edukacji, zmianach w podstawie programowej, systemach ocen i problemach z nauczaniem zdalnym. Polski nauczyciel jest sfrustrowany, zagubiony i słabo opłacany. W przeciwieństwie do kolegów z Finlandii.

Finlandia postawiła sobie za cel, by edukacja na światowym poziomie była dostępna dla wszystkich. Dziecko czy młody człowiek, bez względu na wiek, pochodzenie i miejsce zamieszkania, powinien mieć szanse, by móc się rozwijać zgodnie ze swoimi możliwościami i predyspozycjami. W Finlandii nie chodzi o rankingi, oceny i „czerwone paski” a o to, by dziecko mogło pozostać kreatywne i przez szczęśliwe dzieciństwo stawać się szczęśliwym dorosłym.

A gdzie w tym wszystkim jest nauczyciel oraz jego uczeń?

Fiński nauczyciel robi co chce

Finowie wychodzą z założenia, że ponieważ jest ich tak niewielu, nie mogą pozwolić sobie na pozostawienie nikogo w tyle. Dlatego rząd fiński postanowił, że edukacja na światowym poziomie winna być dostępna dla wszystkich. Dostępna – czyli za darmo, poczynając od najbanalniejszych pomocy naukowych.

Wysoki poziom edukacji w Finlandii opiera się na wiedzy i dobrej energii fińskich nauczycieli. Nauczyciel w Finlandii to szanowany i popularny zawód, a kandydatów na nauczycieli można wybierać spośród wielu chętnych. Nauczyciele są niezależni w swojej pracy, ponieważ system opiera się na zaufaniu, a nie kontroli.

Ocena jako metoda pracy w Finlandii nie istnieje – a w każdym razie nie tak, jak ma to miejsce w Polsce.

Nauczyciele muszą posiadać tytuł magistra, wymaga się też od nich skończenia studiów o kierunku pedagogicznym. Przy rekrutacji weryfikuje się wiedzę fachową, ale też i inne kwalifikacje – społeczne, etyczne i moralne. Kształcenie nauczycieli opiera się na badaniach, które dostarczają nauczycielom wiedzy i umiejętności rozwijania własnej pracy. Nie ma jednego, uniwersalnego systemu kształcenia nauczycieli. Uczelnie sama kształtują swój system rekrutacji na kierunki pedagogiczne i same opracowują programy kształcenia przyszłych nauczycieli.

Takie podejście sprawia, że wchodzący do zawodu nauczyciele są niezależnymi specjalistami, z dużą swobodą zawodową. A to oznacza, że w Finlandii nie ma czegoś takiego jak podstawa programowa.

Każdy nauczyciel sam decyduje o najwłaściwszych metodach nauczania, materiałach dydaktycznych i ocenie uczniów. To on indywidualizuje podejście do programu i do uczniów, dopasowując metody do człowieka a nie odwrotnie. nauczyciele mogą pracować razem, by opracować rozwiązania dobre do wdrożenia na poziomie szkoły, gminy czy regionu, mają też ważny głos w kształtowaniu fińskiej edukacji na poziomie krajowym.

Związek Zawodowy Edukacji w Finlandii reprezentuje 95 procent fińskich nauczycieli i współtworzy system edukacji.

Fiński system opiera się na zaufaniu. Nie ma krajowej oceny nauczycieli. Kryteria rekrutacji są jasne, a za rekrutację w poszczególnych placówkach odpowiadają dyrektorzy. To na dyrektorach spoczywa obowiązek dbałości o jakość nauczania.

Według badań OECD ponad 90 procent nauczycieli szkół podstawowych, średnich i zawodowych w Finlandii lubi swoją pracę. Tylko 2 procent nauczycieli w szkołach średnich żałuje, że zostało nauczycielami.

Nauczyciel w tygodniu prowadzi od 16 do 24 45-minutowych lekcji, a ich ilość zależy od rodzaju instytucji i przedmiotu. W każdym roku jest 185-195 dni szkolnych. To oznacza, że przeciętny nauczyciel pracuje mniej niż jego koledzy po fachu w innych krajach.

A skoro nauczyciele pracują w oparciu o zaufanie, to w taki sam sposób pracują uczniowie.

To działa…?

Czy system bez podstawy programowej i ocen może działać? Może – i widać to nawet zza granic Finlandii. Finlandia jest krajem, który najlepiej w Europie radzi sobie z dezinformacją i fejkami. Dzieje się tak dzięki dzieciom, które nauczyły się rozpoznawać nierzetelne informacje i potrafią nauczyć dorosłych, jak odrzucać fejki.

Zalew fałszywych wiadomości połączył się w Europie z erozją zaufania do autorytetów i mediów. Kampanie dezinformacyjne, mające na celu podważenie zaufania wobec autorytetów, wpływają na życie społeczeństw – np. zagrożenie epidemiologiczne, intensyfikację działania ruchów radykalnych itp. W Finlandii zaczęto więc uczyć dzieci, jak odróżniać w internecie prawdę od fałszu.

W fińskim systemie edukacji dzieci uczy się krytycznego myślenia. Dzieciaki odrywa się od tradycyjnych podręczników i przestarzałych nośników i wyczula się na obserwację podejrzanych treści w internecie. Nauczyciele wyszli z założenia, że edukacja potrzebna jest dzieciom do dalekosiężnych celów, znacznie wykraczających poza zdanie egzaminu czy zaliczenia kartkówki.

Dzieci korzystają z nośników cyfrowych przez cały czas. Również nauka odbywa się z wykorzystaniem tych mediów. Kontakt z rzeczywistością online jest stały. A w internecie natrafienie na fejki to tylko kwestia czasu. Uczniowie w Finlandii są świadomi zagrożeń i dziś łatwo je wyłapują, uczestnicząc aktywnie w uświadamianiu dorosłym wszelkich zagrożeń.

Celem takiej edukacji jest już dziś przeciwdziałanie zachowaniom ekstremistycznym i mowie nienawiści oraz – co za tym idzie – zbudowanie zaufania do procesów demokratycznych.

To coś więcej niż realizacja podstawy programowej i dobre oceny z WOS.

Polski nauczyciel i oceny

W polskiej szkole istnieje struktura pionowa i ogromny dystans między nauczycielem i uczniem oraz – wyżej – między nauczycielem a dyrektorem. Priorytetem wydają się być wyniki szkoły, skala ocen, średnia oraz miejsce szkoły i jej uczniów w kolejnych rankingach. Polski nauczyciel nie ma wśród priorytetów rozwijania zdolności uczniów. Pierwszoplanowe jest realizowanie podstawy programowej i przygotowywanie uczniów do kolejnych egzaminów.

Jak mówi Jacek Szulski, autor książki „Nauczyciel z Polski”: „Ze szkół wychodzą młodzi ludzie, którzy są zmęczeni, niewyspani, zestresowani, bez wiary w siebie, goniący nie za rzeczywistym rozwojem a raczej za prestiżem”. Z kolei dr Marzena Żylińska odwołuje się do chętnie cytowanego, ale zapomnianego autorytetu Janusza Korczaka, wskazując, że gdyby polska szkoła korzystała z jego nauk, mogłaby stworzyć nową jakość i lepsze warunki tak dla nauczycieli jak i dla uczniów. Pomogłoby to wreszcie odmienić polską szkołę, odejść od jednolitych podstaw programowych i pozwolić dostrzec dziecko jako człowieka, z potrzebami, deficytami i potencjałem.

Koniec roku szkolnego przyniósł dyskusje pomiędzy rodzicami dzieci na temat tego, jak ich dzieci powinny być oceniane. Wielu rodziców wskazuje, że sztywne programy i wyśrubowane kryteria ocen nie wpływają na rozwój dziecka, w gruncie rzeczy niczego młodemu człowiekowi nie dając. Rodzice sami podają się za wzór fiaska oceniania w szkołach, wskazując, że „czerwone paski” w żaden sposób na nich nie wpłynęły ani niczego nie nauczyły. Inni mają żal, że wysiłek ich dzieci mógłby nie zostać doceniony „paskiem”, a ich trud nauki mógłby zostać zrównany z postawą dzieci „leniwych, ale zdolnych” lub nie dość zdolnych, a próbujących nadgonić program.

Dopóki dla polskich rodziców najważniejsza będzie ocena na świadectwie dziecka, a owo świadectwo będzie kluczem do oceny potencjały dziecka, dopóty los polskich nauczycieli i – co ważniejsze – dzieci nie zbliży się do możliwości oferowanych przez fiński system edukacji.

Zdjęcie głowne: klimkin, Pixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.