sobota, 20 kwietnia, 2024
dzieciraportyspołeczeństwo

Niełatwo być dzieckiem w pandemii. Bez względu na zakażenie.

Jak na dzieci wpływa zamknięcie? Jak znoszą nauczanie zdalne, brak kontaktu z rówieśnikami, zakaz wychodzenia? Jak radzą sobie, gdy legitymuje je policjant? Czy mają do kogo zwrócić się o wsparcie czy poradę? Czy łatwo być dzieckiem w 2020 roku?

Kilka dni temu duńscy naukowcy opublikowali badanie, z którego wynika, że podczas pierwszej fali COVID-19 dzieci cierpiące na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zaczęły skarżyć się na nasilone objawy.

W podobnym czasie Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę opublikowała raport dotyczący negatywnych doświadczeń młodzieży podczas lockdownu. Wynika z niego, że przebywanie w domu, nie uchroniło nastolatków przed poczuciem krzywdzenia. Doświadczały one przemocy, były świadkami przemocy i doświadczały przemocy seksualnej – i to wszystko w najbliższym, zamkniętym środowisku.

Co oznacza bycie dzieckiem w 2020 roku?

Rób lekcje, smarkaczu

Połowa marca w Polsce rozpoczęła dla dzieci i młodzieży w Polsce okres nauki zdalnej. Według badań do tego rodzaju nauki nie byli przygotowani ani nauczyciele ani instytucje, które winny były wspomagać ich pracę. Nieprzygotowane okazały się też rodziny dzieci – dostęp do internetu, przyzwoity komputer pozwalający na pracę z wykorzystaniem różnych narzędzi, a nawet miejsce do takiej nauki stanowiły dla wielu rodzin zbyt duże wyzwanie.

W co dziesiątej szkole nie zrealizowano podstawy programowej. Fatalnie było na obszarach wiejskich. Pozostaje też ocena tego, w jaki sposób realizowano i tak przeładowaną podstawę programową: w niektórych szkołach i klasach udawało się wdrażać lekcje na żywo, w których dzieci mogły słuchać nauczyciela i aktywnie uczestniczyć w lekcji, ale w innych zdarzało się, że nauczyciele wpisywali temat, strony z podręcznika do przeczytania i polecenia do wykonania. Pytanie, wyjaśnienia, osobista pomoc dla dziecka – to mogły być zadania nie do zrealizowania tak przez nauczycieli jak i przez uczniów.

Wg analiz Fundacji Orange w czasie pandemii stan psychiczny i fizyczny uczniów, a także nauczycieli oraz rodziców dzieci pogorszył się. Wypalenie aż 65 procent nauczycieli sprawiło, że nastawienie tej i tak mierzącej się wieloma obciążeniami grupy zawodowej, mogło wpłynąć na ich wychowanków. Połowa rodziców również wykazywała objawy znacznego pogorszenia samopoczucia.

W tym wszystkim zostały dzieci, zamknięte w czterech ścianach ze sfrustrowanymi rodzicami i w stałym kontakcie wirtualnym z zagubionymi nauczycielami. A to okazało się tylko jednym z czynników, które przyczyniły się do krzywdy dzieci.

Bądź grzeczny, gówniarzu

Wg badania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę 27 procent dzieci i młodzieży doświadczyło co najmniej jednej z 12 badanych form krzywdzenia. Te formy to przemoc ze strony bliskich dorosłych (przemoc fizyczna i psychiczna), bycie świadkiem przemocy w domu (bycie świadkiem przemocy między rodzicami lub wobec rodzeństwa), przemoc rówieśnicza (fizyczna i psychiczna), wykorzystywanie seksualne z kontaktem fizycznym (niechciany dotyk ze strony dorosłego, niechciany dotyk ze strony rówieśnika, kontakt seksualny przed 15. r. ż. z osobą dorosłą) lub bez kontaktu fizycznego (słowna przemoc seksualna, werbowanie do celów seksualnych w internecie, ekshibicjonizm: otrzymywanie niechcianych nagich zdjęć).

11 procent dzieci doświadczyło przemocy ze strony bliskiej osoby dorosłej. 10 procent doświadczyło wykorzystywania seksualnego. 1 dziecko na 11 przyznało, że nie ma nikogo, kto mógłby zaoferować mu wsparcie w trudnej sytuacji.

Duńczycy w swoim badaniu wysnuwali wnioski, że zaburzenia kompulsywne u dzieci podczas pandemii wiążą się z zachowaniami mającymi na celu minimalizację ryzyka przeniesienia COVID-19. Częste mycie rąk, stała ostrożność przy zachowywaniu dystansu społecznego, używanie wciąż środków do dezynfekcji mogły, według naukowców, nasilać objawy zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Najwyraźniej Duńczycy nie wzięli pod uwagę polskich realiów.

Według raportu Polaków dzieci znajdują wsparcie i pomoc tylko u najbliższych. Z poniższej tabeli widać, że zatrudnieni w szkołach pedagodzy i psycholodzy, a także ci, którzy pracują w innych, dedykowanych dla pomocy dzieciom (i rodzinom) instytucjach, udzielają pomocy tylko w 5 procentach przypadków. Częściej losem dziecka interesują się znacznie im bliżsi nauczyciele – w ponad 6 procentach przypadków. Jednak w pozostałych przypadkach, jeśli polskie dzieci nie mają wsparcia w domu lub u dalszych członków rodziny, to mogą co najwyżej liczyć na wsparcie kolegów.

Zastanawiająca jest też dysproporcja pomiędzy najbliższymi członkami rodzin, którzy są w stanie udzielić dzieciom wsparcia. Matki lub partnerki ojców udzielają wsparcia w 67 procentach wypadków, ojcowie zaś lub partnerzy matek – w 40 procentach. Czy to oznacza, że polscy ojcowie/ojczymowie nie dość chętnie uczestniczą w życiu dzieci, czy nie mają takich możliwości, czy też może zachodzą tu inne czynniki, które trudno w tej chwili wymienić?

źródło Fundacja DDS

Siedź cicho, dzieciaku

Przemoc, która się dzieje za zamkniętymi drzwiami sąsiadów, czasami jest słyszana przez ścianę. Czasem też widać jej skutki, już po fakcie. Bywa, że dziecko sąsiadów jest zapłakane, że robi wrażenie smutniejszego, bardziej zaniedbanego lub nerwowego. W nowej kampanii Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę zwraca się uwagę na problem przemocy wobec dzieci, zwłaszcza tej, która może dziać się w czterech ścianach. Czujność wobec niej mogą wykazać sąsiedzi, dalsi znajomi, wspomniani wcześniej nauczyciele lub dedykowani pomocy dzieciom pracownicy.

Polskie dzieci zabijają się częściej niż ich europejscy rówieśnicy, a przyczyny ich samobójstw można zamknąć w jednym zdaniu – zbyt często inni okazywali się obojętni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.