„Przyzwoici ludzie” – recenzja debiutanckiej powieści autora Cybermedium
Putin cieszy się, gdy zapominamy o zwykłym życiu. Więc my nie zapominamy – oto recenzja książki naszego autora. Pomiędzy okładkami debiutanckiej powieści pewnego prawnika roi się od postaci. Są tam dobre żony, opiekuńcze matki, twardzi mężczyźni, pokonujący każdą życiową trudność. Jest też burdel w prestiżowej lokalizacji, pobożność i zadbany samochód. W tym wszystkim jest Maurycy Dudek, jak zwykle obserwujący świat na chłodno. Pewnie tylko prawnik mógłby wiedzieć, że bohaterowie jego książki, to przyzwoici ludzie.
Okładka mylnie prowadzi w stronę literatury kobiecej. Powinno być lekko, wątki muśnięte szminką, intensywnie różową, a więc sugerującą miłość, gorące emocje a nawet żądze. Może być groźnie, bo na okładce znajduje się jakaś blacha, dość odlegle kojarząca się z nożem do chleba – a tym dźgnąć można nie tylko pieczywo, ale i ciało.
Tymczasem pomiędzy okładkami znajduje się po prostu kilka kolejnych scen, które mają miejsce gdzieś blisko nas, ale nie ma w nich muśnięcia szminką. I nie ma uderzenia nożem. Jest znużenie, sztywne reguły, dużo deklaracji, tanizna i pozostawione bez odpowiedzi pytanie o happy end.
Maurycy Dudek schował się za szminką i udaje, że go nie ma.
Przyzwoici ludzie pod szkłem
Maurycy Dudek pisze w Cybermedium prawie od początku i bierze się za każdy temat, jaki mu się spodoba. Prawnik, ale o prawie pisuje niewiele. Częściej recenzuje książki i wydarzenia kulturalne, pisze lekko i ciekawie. A potem znika.
Jak się okazuje – ten nieistniejący w mediach społecznościowych prawnik ostatni okres poświęcił pisaniu powieści. I to zupełnie innej niż można byłoby się spodziewać tak po prawniku jak i po jego dotychczasowych dokonaniach redakcyjnych.
W „Przyzwoitych ludziach” akcji jest niewiele. Ktoś wyjeżdża odwiedzić rodzinę nowego małżonka. Ktoś inny robi remanent życia. Inna postać jedzie samochodem z żoną i zasypiającymi dziećmi. A jednak drgnięcie głowy lecącej samolotem kobiety nagle zyskuje na znaczeniu, tak jak kolor plastikowego naszyjnika czy haft na obrusach w pewnym dobrze prowadzonym domu. Z tych szczegółów powstaje obraz precyzyjny jak w dobrym scenariuszu. Widzimy poszczególne sceny, słyszymy szmer głosów za ścianą, przyglądamy się zawartości szuflad. Nic nam nie umknie, choć szuflady prawie cały czas pozostają zamknięte.
Narrator, może nawet schowany przed światem Maurycy Dudek, widzi przez zamknięte drzwi i pomalowane grubą farbą ściany. Słyszy skrzypienie schodów, wie, że pod ubraniem bohaterki pojawiły się siniaki, gdy ta poślizgnęła się na schodach i zjechała niezdarnie z kilku. Narrator zna myśli swoich bohaterów lepiej niż oni sami, a my poznajemy je razem z nim i trochę dziwimy się, że tym przyzwoitym ludziom nie wstyd za to, co tak bezwstydnie sobie roją.
Patrzymy na nich przez lupę. Nie oceniamy. Może nawet czujemy sympatię, ale nie łączność – narrator tego nie chce.
Niewartka nieakcja
Czas w powieści nie ma znaczenia. Czytamy o tym, co stało się dziś, a potem skaczemy w przeszłość – i tam też znajdujemy sobie wygodny fotel dla obserwatorów. Możemy zadawać sobie pytanie o miejsce, o epokę i jakieś drobiazgi nas kierują na odpowiedzi – ale po chwili zdajemy sobie sprawę, że te odpowiedzi nie są ważne.
Ta nieśpieszna, porwana historia mogła zdarzyć się przedwczoraj albo 20 lat temu, w Polsce, we Francji albo na Malediwach. Przyzwoitych ludzi wszędzie można znaleźć, żyjących come-il-fault albo jak-pan-bóg-przykazał. Są tak nudni, że aż ciekawi lub tak barwni, że aż chce się zatrzasnąć za nimi drzwi. Nie identyfikujmy się z nimi, nie warto.
Czy chcemy być tacy przyzwoici, poukładani i solidni? Czy nie lepiej byłoby od razu oszaleć?
Powieść właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa mamiko.pl. Dopiero wchodzi do sieci sprzedaży. Dostępna będzie też przez Cybermedium.