czwartek, 7 listopada, 2024
bizprawo

Składowa promocyjnej ceny na maliny: współczesne niewolnictwo

Niewolnictwo rozkwita właśnie w tej chwili. Wspieramy je każdego dnia, kupując warzywa i owoce w promocyjnych cenach, właśnie te pochodzące z naszych sklepów. Trudno dostrzec zagrożenie dla demokracji, wolności i prawa, gdy robimy zakupy w znanej sieci, reklamowanej przez uśmiechnięte twarze. Trudo dławić się malinami, przecież maliny są miękkie smaczne.

Malinowe paszporty – o nich pisze The Guardian, opowiadając o przemyśle handlu ludźmi i ogromnej skali współczesnego niewolnictwa. Niewolnicy pracują tuż obok, a mimo to ich nie widzimy.

To nie pierwszy taki artykuł i nie pierwsza informacja o wykorzystywaniu ludzi, ale w tej kwestii konsekwentnie dalej nikt nic nie robi. Ani państwa, ani instytucje ani ludzie prywatni.

Maliny a niewolnictwo

Portugalskie ogrodnictwo i sadownictwo przyciągnęło do tej pory około 10 000 młodych mężczyzn i kobiet z całego świata. Pracownicy z odległych krajów Afryki i Azji przyjeżdżają do Portugalii, Hiszpanii, Włoch w poszukiwaniu pracy. W samej Portugalii uprawa owoców to gałąź gospodarki warta około 200 milionów funtów. Owoce te dowożone są każdego dnia również do Polski. W marketach opisy przy każdym produkcie: „kraj pochodzenia – Portugalia”. Zdrowe, niedrogie owoce, europejskie, z gwarantowaną przez UE jakością są poszukiwane i pożądane przez unijnych klientów.

Pracownicy na plantacjach zarabiają nawet dwakroć mniej niż wynosi oficjalna stawka minimalna. Pracują w każdych warunkach, jeśli trzeba to po 16 godzin dziennie i 7 dni w tygodniu. Nie buntują się.

Za swoją podróż do Europy zapłacili nawet 15 tysięcy funtów i nie była to podróż przez oficjalne przejścia graniczne. Nagrodą może być „malinowy paszport”, o którym pisze Guardian. Ten paszport to po prostu zezwolenie na pobyt czasowy.

Mówiąc inaczej – w nagrodę za ciężką pracę poniżej wszelkich norm mogą otrzymać legalną umowę o pracę. Będą pewnie na niej wypisane bzdury dotyczące czasu i stawki godzinowej, ale nikt tego nie podważy. Taka umowa to furtka do zalegalizowania swojego pobytu w UE. „Zarabiam – płacę podatki – jestem pożyteczny.” Oficjalnie urzędy nie są zainteresowane tym, że bez niewolniczej pracy mieszkańców III świata nie byłoby malin w sklepach we Francji, Niemczech i Polsce. Oficjalne urzędy zainteresowane są oficjalną umową.

Nie tylko Azjaci, również Polacy

Tania siła robocza importowana jest nie tylko z Azji. Biedniejsze kraje UE, w tym Polska, dostarczają taniej siły roboczej bogatszym sąsiadom. Jeszcze przed Brexitem a Wielkiej Brytanii ujawniano niewolnicze farmy, w których pracowali – również – Polacy. Jeden z bezwzględnych gangów handlu niewolnikami, łamiący wszystkie prawa, pozbawiający wolności swoje ofiary, działał bez przeszkód aż cztery lata. Nikt nie pytał, jak firmy, które produkują różne towary, uzyskują tak niskie ceny. Ważne było – że tani towar znajdował się w sklepie.

Do stania się niewolnikiem wystarczy brak znajomości realiów kraju, do którego się jedzie. Brak znajomości języka utrudnia uzyskanie podstawowych informacji o przysługujących prawach. No i strach – strach, że deportują.

Opisywani przez Guardiana pracownicy opowiadali dziennikarzom nie tylko o trudnych warunkach bytowych, ale i o tym, że niektórzy z nich już składali wnioski o „malinowy paszport”. Ku ich rozczarowaniu, wnioski te często „giną w systemie”. Trudno się oprzeć wrażeniu, że być może część urzędników celowo ślepnie na starania emigrantów o legalizację pobytu.

Portugalska Gwardia Narodowa zapewnia, że z cała surowością przeciwstawia się łamaniu prawa wobec pracowników na farmach. Czy za jej zapewnieniami przyjdzie wreszcie jakieś rozwiązanie systemowe w UE, które powstrzyma niewolnictwo? Na razie nic na to nie wskazuje.

Zdjęcie Vasilisa-Malinina/Pixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.