Wystawa „Szancer, wyobraź sobie!” w szczecińskim Zamku – recenzja
Macie 5 złotych? Chcecie je wydać przed ewentualnym lockdownem oraz świątecznymi zakupami? W Szczecinie warto je wydać na wystawę „Szancer, wyobraź sobie!” zorganizowaną na Zamku Książąt Pomorskich i czynną do 20 marca 2022 roku.
Niezmiernej radości ze zwiedzania wystawy „Szancer. Wyobraź sobie!” doznają z pewnością rodzice wychowani na ilustracjach Jana Marcina Szancera. Czy wystawa ucieszy też dzieci? Zapewne te mniejsze, które będą gotowe przebierać się w przygotowane kostiumy, odgrywać scenki w teatrze cieni i układać puzzle z rysunkami z bajek. Albo, w uroczo urządzonym kąciku literackim w szafie, będą słuchać bajek czytanych przez rodzica.
Wyobraź sobie wystawę
Autor artykułu zwiedzał wystawę „Szancer. Wyobraź sobie!” w towarzystwie dorosłych. W kostiumy się nie zmieścił, przez drzwi magicznej szafy wchodził zgięty, ale ku radości zgromadzonych zadeklamował tam znakomicie „Lokomotywę” Jana Brzechwy. Jako dorosły mógł też ściągnąć sobie na głowę trochę wiedzy w postaci widzących na przekładniach u sufitu sześcianów zapełnionych od wewnątrz zdjęciami i informacjami o życiu autora.
Rysunki Szancera w dowolnym rozmiarze autor podziwiał na ścianach, w kabinach i na przedmiotach ekspozycji. Wzruszeń, przysporzyły mu gabloty z wieloma z ponad 200, ilustrowanych przez Mistrza książek. Dookoła zresztą rozlegało się podekscytowane: „Tą miałem! Tą miałem!”. I choć okrzyki wznosili towarzyszący autorowi panowie, chodziło, jak się państwo domyślacie, o książki.
Najmniej na wystawie obecne są oryginały ilustracji Szancera. Kuratorzy ekspozycji mieli świadomość tego braku i celowo umieścili te rysunki w mało eksponowanych miejscach zmuszając widza do poszukiwań. Przy tej okazji wspomnieć należy, że może lepiej byłoby oddzielić wystawę od Celi Czarownic. Wystawa, zapewne z uwagi na niewielki rozmiar, umieszczona jest w przestrzeni, która płynnie przechodzi w ekspozycje stała.
Zdaniem autora izba tortur to nienajlepsze miejsce na wystawę adresowaną do dzieci. Tym bardziej, że na jej końcu nie czeka na zdezorientowanego zwiedzającego Piękny Książę i jego dzielny rumak.
Sama wystawa też ma wątki krwiożercze. Są tam bowiem oryginały ilustracji do Trylogii (o, ileż zaczerpnął z nich Hoffman!). Niestety, ilustracje do baśni są wśród oryginałów w mniejszości- kilka rysunków do książek „Pan Kleks” i „Aladyn i 40 Rozbójników”.
Eksponowane rysunki pochodzą z krakowskiego muzeum. Wszyscy wiemy, że lwia część ilustracji została utracona przez spadkobierców Szancera w wyniku rzekomego oszustwa na rzecz prywatnych właścicieli. Cieszmy się więc tym, co zostało nam dane.
O autorze
Jan Marcin Szancer (1902-1973) studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie(u Meinhoffera i Frycza) a potem we Francji i Włoszech. I nigdy nie stracił sentymentu do Francji i Italii.
W okresie okupacji, pomimo żydowskiego pochodzenia był cały czas aktywny twórczo. Pracował nad ilustracjami do książek, które podziemne oficyny (Gebethnera, Arcta, Fiszera, Kutnera, Wegnera i Państwowych Wydawnictw Książek Szkolnych) zamierzały wydać po wojnie.
Podczas powstania warszawskiego został przydzielony do pracowni graficznej Tajnych Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Tam projektował ulotki i rysunki, które wykorzystywano jako ilustracje artykułów publikowanych w powstańczych gazetach. Podczas powstania stracił cały swój dorobek, dobytek i dach nad głową, ale i on i rodzina przeżyli.
Szancer nie był wyłącznie wybitnym ilustratorem, ale również scenografem, bajkopisarzem, felietonistą, autorem (obecnie wznowionych) pamiętników pt. „Curriculum vitae” i „Teatr cudów”, aktorem(kiepskim, bo sparaliżowanym tremą) oraz genialnym kostiumologiem, który materiał kroił przykładając do figury aktorki. Aleksandra Śląska i Niną Andrycz uważały go za twórcę swoich najpiękniejszych kostiumów.
Była artystą wybitnym i wszechstronnym. Nie był jedynie farmaceutą, czego domagali się jego rodzice.
Szancer z farmacją na bakier
Jako młodzieniec na praktykach farmaceutycznych odbywanych w aptece krewnego mieszał proszki sugerując się ich kolorem i zagniatał kulki z opłatków do pakowania leków.
Tę magię uzdrawiania kolorami opisał Jan Brzechwa w „Panu Kleksie”. Przyjaźń Szancera z Janem Brzechwą sięgała jeszcze czasów wojny i miała wpływ na twórczość obu artystów. Z punktu widzenia Szancera więź z Brzechwą i Tuwimem zaowocowała ilustracjami do takich utworów jak „Lokomotywa”, „Pchła Szachrajka”( tu Szancer miał naprawdę kłopot, bo liczne damy nachodziły go i twierdziły, że są pierwowzorem Pchły i powinien je sportretować na ilustracjach) czy „ Akademia pana Kleksa”.
Wyobraźnia Szancera nie znała ograniczeń. Zjawiskowo zilustrował „Baśnie” Andersena, „Konika Garbuska” „Mity Greckie” i…(tu wpisz soją ulubioną książkę z dzieciństwa), Twaina, Puszkina, Haska, Swifta i wielu innych.
Dwukrotnie żonaty( Syrenka z baśni Andersena i Królowa Śniegu ma twarz pierwszej żony Zofii), ojciec dwójki dzieci, malował swoją córkę Małgorzatę jako Calineczkę, królewnę na ziarnku grochu a nawet jako umierającego Mikołaja Kopernika… A portrety kobiet często zaczynał od… pantofelka.
Wystawa na Zamku pozwala zwiedzającemu odnaleźć ten trochę kryształowy pantofelek i udać się na poszukiwania marzeń do krainy z najpiękniejszych dni dzieciństwa. Brawa dla Żydowskiego Muzeum Galicji-organizatora wystawy.