Wojna w obrazkach. Jak to wyglądało w trakcie II WW
Chcąc odciąć się psychicznie od obecnej wojny – po uszy wpadłam w ostatnią, która najbardziej dotknęła nasz kraj. Z deszczu pod rynnę. W celach poszukiwania materiałów historycznych sięgnęłam po zdigitalizowane albumy żołnierzy Wehrmachtu, którzy w 1939 napadli na nasz kraj. Obrazki z wojny, propagandowe.
Już wtedy żołnierze niemieccy dosyć powszechnie posiadali własne aparaty fotograficzne i dokumentowali zarówno życie prywatne, jak i wojskowe: obozowe, wycieczki „zakładowe”, obiekty wojskowe, niszczone domy, egzotyczną dla nich ludność cywilną, słodkie zwierzątka, ale przede wszystkim siebie nawzajem. Zdjęcia wykonywali samodzielnie, podobnie jak układali je w osobistych albumach.
Obrazkowa propaganda
Po przejrzeniu ponad 500 albumów z różnych frontów dostrzegłam pewne prawidłowości w układaniu fotografii.
Na początku jest prawie zawsze fotografia właściciela albumu: młodego, przystojnego, dobrze obciętego mężczyzny w szykownym garniturze, skrojonym przez Hugo Bossa. Następnie uroczystości związane z wymarszem z koszar w Niemczech, przeplatane zdjęciami żegnających ich rodzin. Jeden z nich dostąpił nawet przywileju, że żegnał go pierwszy konus III Rzeszy.
Potem obrazki z życia w drodze: jazda na koniach, rowerach, motocyklach, rzadko samochodami czy pociągiem. Kuchnia polowa i posiłki, kąpiele, golenie, strzyżenie, zabawy przy muzyce, opalanie na plaży, czyszczenie butów, dowcipy z kolegów, pozowanie z łopatą, drzemanie w pracy, męskie rozrywki, przetykane widokami jeszcze dymiących ruin i słodkich pieseczków/koteczków/koników/króliczków oraz udziałem w mszach polowych. Niezwykłą estymą musiano darzyć gniazda bocianie, ponieważ takich zdjęć jest naprawdę dużo. Wydaje się, że niektóre domy ocalały tylko ze względu na bociany.
Czasem, już z lat 1943-1944 pojawiają się zdjęcia lokalnych mieszkańców w strojach ludowych, zazwyczaj są to uśmiechnięte dzieci albo kobiety, które uśmiechają się ciut za szeroko, jakby chwilę wcześniej zostały do tego przekonane za pomocą broni lub kopniaka. Występują i Żydzi, ale jako koloryt lokalny. Zero agresji.
Każdy wklejał też zdjęcia z urlopów wypoczynkowych, na jakie armia wysyłała żołnierzy najbardziej zaprawionych w bojach. Dominują zdjęcia z Paryża i francuskich winnic, ale są też wspinaczki górskie, sanatoria szwajcarskie, Ateny czy Rzym z popularnymi zabytkami, gdzie styrani, biedni wojacy odpoczywali przy panienkach i alkoholu.
Obrazki ze śmiercią
W każdym albumie występują obrazki ze schludnymi krzyżami drewnianymi, postawionymi gdzieś w szczerych polach. Groby należą do żołnierzy niemieckich, zazwyczaj wieszano na nich hełmy, ogradzano niskimi płotkami, dekorowano kwiatkami lub igliwiem.
Naprawdę pojedyncze albumy zawierają zdjęcia drastyczne. Głównie są to drogi, na poboczach których leżą w bezwładzie roztrzaskane wozy a obok nich martwe konie. W zaledwie kilku wystąpiły fotografie zabitych żołnierzy niemieckich. I tylko w jednym, w jednym na 500 są dwie fotografie ludzi powieszonych na drzewach oraz niewyraźne zdjęcie martwych cywili, najpewniej Żydów w płytkiej wodzie. Stan fotografii nie pozwala ocenić, czy są to lokalni mieszkańcy, żołnierze przeciwnej armii czy niemieccy dezerterzy.
W większości albumy zakończone są zdjęciami powojennymi: śluby, zdjęcia z rodziną, spotkania wspominkowe z kolegami z oddziału.
Dla nas, którzy znamy drugą wojnę światową z zupełnie innej strony, albumy te mogą być szokujące. Sama długo zastanawiałam się nad tym, jak wybiórczo umieszczano zdjęcia, praktycznie według jednego schematu, pomimo że żaden wojskowy propagandysta nie miał kontroli nad tym jak układano fotografie, tym bardziej w długim okresie powojennym. Prawdopodobnie nastąpił mechanizm wyparcia zbrodni, jakie popełniali. I kac moralny. Kac, który nakazał im ukryć jak najgłębiej to, co wyczyniali w Polsce, Ukrainie, Rumunii, Grecji, Czechach. Kac, który nie pozwolił, by ich własne dzieci i wnuki dowiedziały, co naprawdę działo się na wojnie. Wojna w tych albumach wygląda, jak wielka przygoda, na której dużo się podróżuje, obcuje się z naturą i lokalną kulturą, gdzie zawiera się szorstkie męskie przyjaźnie, obsługuje się super zabawki, jakimi były czołgi czy karabiny. Coś, jak wyprawa Frodo z Drużyną Pierścienia.
Albumy
Najlepiej jest to udokumentowane w albumach niemieckich, ale ten sam schemat wyparcia stosowali wszyscy żołnierze, również radzieccy. Jednak ze względu na brak aparatów w wojskach rosyjskich – tam zdjęć pozostało niewiele. Przypuszczam, że zamiast obrazami karmili swoje dzieci barwnymi opowieściami o bohaterskich czynach i przyjaznym nastawieniu do ludności cywilnej. Nie dziwne, że w Rosji do dnia dzisiejszego panuje wręcz religijne uwielbienie dla wielkiej wojny ojczyźnianej, jak nazywano „narodowy” zryw przeciw niemieckiej okupacji. Propaganda, która umożliwia wmówienie następnym pokoleniem, że wojna to nic takiego, że to przygoda, którą się świetnie wspomina i opowiada wnukom przy kominku w długie, zimowe wieczory. I w tym narodzie przekonanie o wyzwalaniu panuje do dnia dzisiejszego, co skrupulatnie wykorzystuje Putin i jego generałowie.
Zapraszam was na obrazki z przygody wojennej, widziane oczami niemieckiego żołnierza. A potem spójrzcie na doniesienia z Ukrainy i zastanówcie się, czy wojna naprawdę jest taka zabawna, jak przekazują nam media. Mam nieodparte wrażenie, że obecne atakowanie sukcesami jednej i drugiej strony ma głębokie korzenie w ostatniej wojnie światowej. Pod propagandą medialną kryją się miliony nieszczęść i tragedii zwykłych ludzi. Czytajcie prawdziwą historię między wierszami.
OBRAZKI
- Na pożegnalnym wiecu była zazwyczaj cała wieś, mamusie z tatusiami, kochane dzieciątka z rodziny. Honorowe salwy, uroczyste przemówienia, odświętne stroje, koledzy ustawieni w równe rządki i wiele flag. Czasem uroczystość była wyjątkowo chwalebna, kiedy zaszczycił ją Wódz III Rzeszy
- Armia niemiecka, wbrew powszechnej opinii, poruszała się głównie na koniach. Zobaczcie, jak przystojnie wyglądamy w mundurach Hugo Bossa.
- I tu też.
- Rowery też były popularne, jak kogoś nie było stać na konia.
- Na postoju służyły, jako wieszaki i można się było za nimi schować przed niepożądanymi oczyma.
- Niektórzy szczęściarze wozili laski wypasionymi brykami
- Po drodze można było uzupełnić zapasy świeżego mleka
- W nocy wprawdzie wieś spłonęła, ale
- Ocalało kilka krów, które uwolniliśmy od nadmiaru mleka
- Czasem spaliliśmy jakąś wioskę
- Albo dwie
- Ale przeważnie miasteczka
- Trochę zostawiliśmy mieszkańcom mieszkań
- Ale staraliśmy się, żeby wybierali się do rodzin z odwiedzinami
- Nawet pozwalaliśmy im zabierać ze sobą cały dobytek
- Niektóre domy trzeba było na siłę spalić
- Bo atakowały naszą dzielną Luftwaffe
- Ale to nic. Ludność witała nas kwiatami
- Często kopaliśmy okopy
- A łopata była naszą najbardziej powszechną bronią na tej wojnie
- Oto niezaprzeczalny dowód!
- A to, czym niby zabijaliśmy, służyło za podusię
- Na postojach było dużo pracy. Trzeba było upiec mięso podarowane nam przez przyjazną ludność
- Czasem hojnie dzielili się całymi stadami bydła
- A biedni znów częstowali świeżym mlekiem z uśmiechem na twarzy
- Trzeba było pochować kolegów zabitych na wsi
- Lub w miasteczku
- I zrobić ładne groby
- Ważna była higiena
- W radosnej atmosferze.
- Dbano o stopy,
- Fryzurę,
- I gładką buzię.
- Toaleta była wspólna
- Lub indywidualna.
- Jeszcze tylko oczyszczenie sumienia
- I można było odpocząć w okopie,
- Zdrzemnąć się,
- Na kanapie,
- Hamaku,
- W wodzie (A, to nie my. To miejscowi Żydzi kąpią się w rzece).
- To my z Hansem.
- Można było zagrać w szachy
- Lub się poopalać.
- Czasem nocowaliśmy we wspólnych namiotach.
- Ważny był kontakt ze zwierzętami:
- Osiołkami.
- I konikami.
- Fascynujące były bociany na drzewie
- I na stodole.
- Miejscowi częstowali wódką
- Lub bimbrem.
- Miejscowe kobiety były uśmiechnięte,
- Bardzo szeroko,
- A niemieckie kurtyzany grały nam na mandolinie.
- W Rumunii po naszym wkroczeniu we wsiach zostawały same kobiety i dzieci
- I Żydzi. Ale tych trzeba było przeszukiwać, bo mogli być groźni!
- Niektórym załatwialiśmy grille pod gołym niebem
- A niektórym huśtawki.
- Ale w sumie to było słodko
- I wesoło.
- Toast za następną wojnę
Ciekawy artykuł, czyta sie jednym tchem. No i te zdjecia …. z oryginalnym komentarzem :)) Brawa dla autorki !!!