Polski sędzia jest kobietą. Czy mają równe prawa z sędziami-mężczyznami?
W polskich sądach pracuje więcej kobiet niż mężczyzn. Ale to mężczyźni zajmują mniej obciążone pracą, wyższe stanowiska i częściej awansują. Kobiety-sędziowie 34 państw już nazwały ten stan rzeczy po imieniu. W Polsce nie nadszedł jeszcze czas na równość w traktowaniu płci.
W Polsce, zgodnie z raportem Rady Europy Komisji Europejskiej ds. Efektywności Wymiaru Sprawiedliwości(CEPEJ) „Europejski system prawny – wydajność i jakość wymiaru sprawiedliwości” (European judicial systems–Efficiency and quality of justice) na 100.000 mieszkańców przypadało w roku 2018 – 26 sędziów. Ostatnie zbiorcze dane o liczebności kadry sędziowskiej Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowano w roku 2016 i wskazywały one na 6633 etatów w sądach wszystkich szczebli w skali kraju. Z dostępnych danych wynika, że większość sędziów to kobiety. Czy mają takie same możliwości rozwoju zawodowego jak ich koledzy-mężczyźni?
Polski sędzia jest kobietą
100.000 mieszkańców i 26 sędziów w Polsce. 6633 w 2016 roku. A później? Na koniec roku 2019 etatów tych było (według informacji podawanych przez wiceministra Annę Dalkowską w jednej z odpowiedzi na interpelacje poselskie) 6984. Z dostępnych danych wynika, że większość sędziów to kobiety. CEPEJ podaje, że urząd sędziego pełniło w Polsce w 2012 3701 mężczyzn i 6419 kobiet. Ta tendencja trwa.
Według zestawień statystycznych opublikowanych w ramach „Wyników statystycznych w sądownictwie UE za rok 2019” w polskich sądach I instancji kobiety zajmują ponad 60 procent stanowisk, a w sądach drugiej instancji około 55 procent. Sytuacja w sądach najniższego szczebla nie wyróżnia zresztą Polski na tle pozostałych 16 państw członkowskich UE, gdzie kobiety zajmują ponad 60% stanowisk w sądach I instancji.
Opisana struktura płci w sądach rejonowych pogłębia tendencję widoczną już na studiach prawniczych. Dane Głównego Urzędu Statystycznego i Urzędu Statystycznego w Gdańsku „Szkolnictwo wyższe i jego finanse w 2019” ujawniają, że w skali kraju w roku akademickim 2018/2019 prawo studiowało ogółem 44835 osób, w tym 26535 kobiet. Stanowiły więc one 59 procent studentów.
Taka tendencja ma charakter wieloletni zarówno w skali całego kraju, jak i lokalnie. Wnioski można wysnuć choćby na podstawie pracy „Badanie losów zawodowych absolwentów Uniwersytetu Rzeszowskiego Pomiar początkowy absolwentów z rocznika 2013/2014”, gdzie wśród absolwentów prawa 60,5 procent stanowiły studentki.
Proporcje między kobietami a mężczyznami powołanymi do pełnienia obowiązków sędziego w Polsce można wyjaśnić różnymi czynnikami. Praca sędziego ma przewidywalny zakres zadań, strukturę awansów i daje życiową stabilizację z uwagi na dożywotnie powołanie. Nie jest to oczywiste w innych zawodach prawniczych, szczególnie tych wolnorynkowych.
Odrębną kwestią jest skala dochodów sędziego, zakaz jakiekolwiek dodatkowej pracy, nawet po przejściu w stan spoczynku oraz liczne zakazy i obostrzenia dotyczące życia prywatnego. Na szali położyć trzeba też drogę dojścia do zawodu. Jest to – z nielicznymi wyjątkami dotyczącymi możliwości przejścia do sądów z innych zawodów prawniczych lub uczelni wyższych – skomplikowany, wieloletni systemem kształcenia sędziów w ramach scentralizowanej Krakowskiej Szkoły Sądownictwa, w toku bezspornie najtrudniejszej ze wszystkich zawodów prawniczych aplikacji. Aplikacja adresowana jest więc tylko do osób nadzwyczaj ambitnych i gotowych na wieloletnie kształcenie i jeszcze dłuższe oczekiwanie na wolny etat sędziowski.
Dalej: warunkiem powołania na ten etat jest przejście skomplikowanej procedury nominacyjnej po wygraniu konkursu na stanowisko sędziego. Konkursy te cechuje zaś ostra konkurencja i znaczna liczba kandydatów. I chociaż z punktu widzenia struktur sądowniczych takie rozwiązanie jest oczywiście korzystne, to z punktu widzenia kandydata oznacza brak stabilizacji życiowej do około 35-36 roku życia – bo w takim wieku najczęściej teraz pozyskiwane są nominacje. Zatem przeciętny przyszły sędzia skazywany jest na wieloletnią konieczność posiadania innego źródła zatrudnienia. W praktyce oznacza to bardzo długie wykonywanie zadań pomocniczych w sądzie np. jako asystent bez żadnej gwarancji powołania na stanowisko sędziego. Jest to więc droga tylko dla zdeterminowanych.
Być może wpływ na jej wybór przez kobiety ma też ograniczenie dostępności innych zawodów prawniczych. Na przykład zawód komornika do niedawna był zawodem praktycznie męskim a jego feminizacja jest w powijakach. Przykładowo w okręgu Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim (taka informacja znajduje się w na stronach BIP tego sądu) aktualnie na 9 komorników kancelarie prowadzi 7 mężczyzn i tylko 2 kobiety.
Polska sędzia nie awansuje
Takie proporcje nie przekładają się jednak na ścieżkę awansową kobiet ani jeśli chodzi o awanse na wyższe szczeble sądownictwa ani jeśli chodzi o awanse w ramach funkcji administracyjnych.
Fundacja Court Watch Polska Skąd się biorą sędziowie? (Vol 2; rok 2018) w „Raporcie z badania procesu selekcji kandydatów na wolne stanowiska sędziowskie przez Krajowa Radę Sądownictwa” opublikowała dane z analizy struktury awansów sędziów, również w aspekcie ich płci.
Badanie obejmowało okres od 27 kwietnia 2018 roku do końca roku 2018 zarówno w sądach powszechnych jak i administracyjnych. Ze 100 konkursów 49 dotyczyło wolnego stanowiska w sądzie rejonowym, 27 – w sądzie okręgowym, 6 – w wojewódzkich sądach administracyjnych, 10 – w sądzie apelacyjnym, po 4 w NSA i Izbach Sądu Najwyższego.
Ponad połowę tj. 53 procent wszystkich kandydatów przedstawionych z wnioskiem o powołanie na stanowisko sędziego stanowiły kobiety. Kandydatki te w procesie nominacyjnym osiągnęły przewagę nad kandydatami płci męskiej, ale tylko w grupie nominacji do sądów rejonowych (66 procent) i w grupie nominacji do sądów okręgowych (61 procent).
W sądach apelacyjnych przewaga kandydatów męskich sięgała już 59 procent a ilość pozytywnych procedur nominacyjnych sędziów-kobiet spadła do 41 procent. W stosunku do lat ubiegłych (badano okres od roku 2014 do 2017) spadł też odsetek pozytywnych nominacji kandydatur kobiecych w sądach rejonowych (o 4 procent) i okręgowych (o 6 procent). W sądach apelacyjnych zmalał on aż o 20 procent.
W sądach administracyjnych proporcja nominacji kandydatów obu płci okazała się równa w sądownictwie I szczebla.
W konkluzji „Raport” wskazywał, że liczebna dominacja kobiet – zarówno wśród ogółu kandydatek, jak i tych, które z powodzeniem przeszły procedurę konkursową, nie przekładała się na większe szanse zdobycia stanowiska. W sądach rejonowych odsetek pozytywnie zaopiniowanych przez KRS kandydatów męskich w roku 2018 przewyższał odsetek kandydatów żeńskich o 5 procent, w sądach okręgowych o 2 procent a w apelacyjnych o 14 procent. W Sądzie Najwyższym ta przewaga wynosiła 5 procent (podobnie jak w wojewódzkich sądach administracyjnych). Jedyny wyjątek stanowił NSA, gdzie przewagę w procesie nominacyjnym w wysokości 12 procent uzyskały kobiety-sędziowie.
Kobiety-sędziowie na pierwszej linii ognia
Anna Dalkowska, wiceminister sprawiedliwości, w odpowiedzi na interpelację poselską wskazała, że na koniec 2019 roku w sądach rejonowych prowadzonych było 18 901770. Stąd statystyczna średnia ilość spraw na jednego sędziego rejonowego w roku 2019 to 2706. Sprawy te rozkładają się różnorodnie oraz mają różny ciężar gatunkowy. Generalnie wydziały karne są mniej obciążone niż wydziały cywilne. Jednak trudno mówić przy takim obciążeniu o jakimkolwiek komforcie pracy w sądach rejonowych. A tam właśnie przewagę w obsadzie mają kobiety.
Mniej spraw w decernatach mają sędziowie okręgowi i apelacyjni. Ci pierwsi na koniec roku 2019 mieli w swoich referatach średnio po 405 spraw, a ci drudzy 284. Łączna liczba postępowań prowadzonych w sądach okręgowych wyniosła 1199613, a w apelacyjnych–153139. Nawet przy zastrzeżeniu szczególnego ciężaru gatunkowego spraw w sadach apelacyjnych, dysproporcja w obciążeniu sądów różnych instancji a przez to również sędziów obu płci, jest dostrzegalna.
Kobiety-sędziowie zaczynają bronić swoich praw
Problem płci w ramach sądownictwa nie jest wyłącznie polski, skoro zaistniała potrzeba powołania Międzynarodowego Stowarzyszenia Kobiet Sędziów (International Association of Women Judges), a więc stowarzyszenia kwalifikującego sędziów przez pryzmat płci. Misją Międzynarodowego Stowarzyszenia Kobiet Sędziów jest „zapobieganie dyskryminacji kobiet i dziewcząt utrzymującej się w społeczeństwach na całym świecie, zapewnienie im równego dostępu do wymiaru sprawiedliwości. Istotnym środkiem zaradczym, przyjętym przez IAWJ, jest promowanie i wzmacnianie pozycji kobiet na stanowiskach sędziowskich”. Celem organizacji jest też wykorzenienie uprzedzenia ze względu na płeć, usunięcie z porządku prawnego dyskryminujących z uwagi na płeć przepisów oraz wspieranie w praktyce orzeczniczej rozwiązań problemów wynikających z dyskryminacji ze względu na płeć oraz promowanie praw człowieka, niezależnie od płci.
Już sam zakres stawianych sobie przez IAWJ celów potwierdza istnienie problemu dyskryminacji kobiet zarówno przez prawo jak i przez organizacje działające w ramach tego prawa, w tym sądy. Aberracje te mają oczywiście różny poziom natężenia w różnych systemach prawnych i społecznych a szczególnie rażące są w krajach czarnej Afryki czy w Ameryki Południowej. Zawsze jednak ich źródłem jest różnicowanie ludzi z uwagi na płeć. Również IAWJ wzywa swoje członkinie do promowania kobiet na stanowiska kierownicze. Szkoda, że ten postulat pozostaje aktualny w polskiej sądowej rzeczywistości, o czym przypominamy w rocznice nadania praw wyborczych kobietom.
Pomieszanie z poplątaniem. Nie ma czegoś takiego, jak „Krakowska Szkoła Sądownictwa”, tylko jest Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury. Główna droga do stanowiska sędziego to poprzez aplikację sądową prowadzoną przez KSSiP – sam to przeszedłem, rzeczywiście jest to droga przez mękę: studia prawnicze, egzamin wstępny (np. 1700 kandydatów na 150 miejsc), potem kilkadziesiąt egzaminów w toku aplikacji i na końcu egzamin sędziowski, do którego przygotowanie trwa ok 1,5 roku. Jeżeli ktoś go zda, to może zostać asesorem. Po 3 latach – sędzią. Polskie sądownictwo jest dosyć mocno sfeminizowane (co nie oznacza, że są same kobiety) i trudno jednoznacznie wskazać przyczyny. Plusem pracy jest to, że ma się elastyczny czas pracy i stałą, w miarę przyzwoitą pensję, nie ma problemów z urlopem, chorobowym, urlopem macierzyńskim itd. Z drugiej strony jednak w tym maratonie kształcenia studia-aplikacja-asesura-sędzia kobieta ma duży dylemat, kiedy np. zajść w ciążę – zegar biologiczny bije, ale z drugiej strony kariera też może odjechać. Kolejna kwestia jest taka, że zarobki w sądownictwie są o wiele niższe niż na wolnym rynku (powiedzmy 11.000 zł brutto miesięcznie to nie jest kwota satysfakcjonująca po latach katorżniczej nauki w zamian za ciężką i odpowiedzialną pracę) – adwokat, radca prawny, notariusz, komornik mogą zarobić o wiele więcej.
Natomiast mówienie, że w sądownictwie jest dyskryminacja ze względu na płeć jest sporym nadużyciem. Zarówno w Sądzie Najwyższym, jak i w Naczelnym Sądzie Administracyjnym proporcje kobiet i mężczyzn są zbliżone i wynoszą ok po 50%. Natomiast gdy idzie o sądy powszechne, to z artykułu wynika, że gdy w sądach rejonowych 60% to kobiety, to jest w porządku, ale gdy w sądach wyższych rzędów 60% to mężczyźni, to już to jest dyskryminacja. Jest to bez sensu. Kobiety mają taką samą szansę na awans, jak i mężczyzna.