W sobotę na lotnisku w Oslo wylądował samolot specjalny z 15stoma członkami władz Talibanu na pokładzie. Norwegia jest co prawda zamożnym i wpływowym państwem, ale w państwie niewiele osób rozumie, co ma z nią wspólnego Taliban. Być może nic. Norwegowie wyglądają na zdenerwowanych.
Delegacji Talibanu przewodniczy minister spraw zagranicznych, Amir Khan Muttaqi. Razem z nim do małego kraju na północy Europy przyleciało 15 osób, wśród nich jest Anas Haqqani. Haqqani jeszcze niedawno uznawany był za poważnie zaangażowanego w terroryzm, choć dziś jest po prostu ważną osobą w Doha w Katarze. Jego młodszy brat to w dalszym ciągu figurujący na liście terrorystów Sirajuddin Haqqani. Zaś starszy brat to minister spraw wewnętrznych Afganistanu, do zeszłego roku szef siatki Haqqani, odpowiedzialnej za terror na terenie Afganistanu sprzed przejęcia władzy przez Talibów.
Taliban ląduje w Oslo
Po delegację Talibanu z Norwegii poleciał prywatny samolot, wysłany i opłacany przez rząd Norwegii. Delegaci mieli w planie spotkania z władzami norweskimi, dyplomatami amerykańskimi oraz europejskimi. Dyplomaci zapowiadali również, że chcą spotkać się ze swoimi rodakami, przebywającymi w tej chwili w Norwegii.
Norweski MSZ wypowiadał się o przyjeździe delegatów z nadzieją, komunikując w mediach o budowie dobrych relacji i rozszerzaniu kontaktów kontaktów, celem przyszłego rozwiązywania problemów humanitarnych oraz gospodarczych. Szef delegacji z kolei wyrażał wiarę, że tą wizytą uda się wyciągnąć Afganistan z międzynarodowej izolacji.
Rozmowy miały zacząć się w niedzielę, 23 stycznia. Pojawiły się na nich przedstawiciele Stanów Zjednoczonych, deklarując chęć rozmów na temat praw kobiet i dziewcząt oraz praw człowieka. Rzecznik Departamentu Stanu USA wyrażał wdzięczność w imieniu państwa za zorganizowanie rozmów między reżimem afgańskich talibów a kilkoma krajami europejskimi oraz USA. Miało chodzić po prostu o wyjaśnianie wielu kwestii i budowanie porozumienia na arenie międzynarodowej.
Rozmowy i podziękowania
Rozmowy oczywiście toczyły się za zamkniętymi drzwiami, a politycy Afganistanu w poniedziałek wyrazili się w samych superlatywach nt. spotkania. „Odbyliśmy bardzo owocne rozmowy w Norwegii” – cytowała delegatów ze wschodu narodowa telewizja NRK. Członkowie delegacji mieli – cytat – prowadzić interesującą wymianę poglądów na temat sytuacji w Afganistanie.
Premier Norwegii, Jonas Gahr Støre, podkreślał, że może zapraszanie przedstawicieli Talibanu nie do końca odpowiada norweskim wartościom, ale najważniejsze jest przeciwdziałanie nadciągającej katastrofie humanitarnej, w której głodować i zginąć może wiele osób.
W sprawie Haqqanich nastąpiły pewne niezręczności, bo mimo obecności delegatów z USA, całą sprawą został zaniepokojony amerykański prokurator. Najwyraźniej próbujący namierzyć poszukiwanego.
Norweskie media relacjonowały wizytę nerwowo, zadając pytania, kto finansuje przelot afgańskich polityków. Odpowiedzi nikogo nie zachwyciły. Okazało się, że to Norwegia płaciza prywatny przelot, zaś cała wizyta kosztowała państwo łącznie siedem milionów koron.
Niezręczności nie kończą się na tym – dotychczasowy oficjalny ambasador Afganistanu w Norwegii nie został zaproszony do rozmów z Talibami. Afgańscy uchodźcy zaś od początku wyrażali swoje oburzenie. Domagali się, by Norwegia dokonała ekstradycji ministra spraw zagranicznych talibów, Amira Khana Muttaqi. Miałby on trafić prosto przed Trybunału Praw Człowieka w Hadze. To – jednakowoż – nie nastąpiło.