Dziennikarz ma prawo do prowadzenia śledztwa, by ustalić prawdę – takie zdanie pada w filmie poświęconym katastrofie promu ESTONIA. Ta prawda nie była znana przez 26 lat. Odkrył ją dociekliwy szwedzki dziennikarz, Henrik Evertsson. Według prokuratury – złamał przy tym prawo. Sąd właśnie ogłosił wyrok.
Jesienią 1994 prom ESTONIA zatonął, a 852 osoby straciły życie. Jednostka zniknęła z radarów płynących na ratunek statków w kilka minut po nadaniu sygnału Mayday. Na miejsce katastrofy pierwsza dotarła Mariella i radiooperator meldował natychmiast, że nie widzi nic prócz szalup.
Zaraz po katastrofie rząd szwedzki zapowiedział, że podejmie się jak najszybciej akcji, mającej na celu wydobyć zwłoki ofiar, ale bardzo szybko politycy zmienili zdanie. Ostatecznie obszar katastrofy nazwano miejscem spoczynku i na mocy międzynarodowego porozumienia zabroniono wszelkich poszukiwań w tym rejonie.
Pierwszą osobą, która zlekceważyła ten zakaz był dziennikarz, który udowodnił, że ESTONIA nie zatonęła z przyczyn, które podawano oficjalnie przez wiele lat. ESTONIA ma w burcie wyrwy, których nie zauważono w śledztwie. Henrik Evertsson został za swoje odkrycie postawiony przed sądem.
Pan nie miał prawa tu pływać
Szwecja zaraz po katastrofie uchwaliła prawo o ochronie miejsca spoczynku ofiar. Zgodnie potwierdziły je państwa nadbałtyckie, oprócz jednych jedynych Niemiec. Henrik Evertsson, zaczynając pracę nad swoim śledztwem, wynajął statek z Niemiec. Niemcy nie musiały stosować porozumienia, do którego nie przystąpiły. To z niemieckiego statku i dzięki niemieckim specjalistom dokonał odkryć stojących w sprzeczności z oficjalnymi ustaleniami komisji śledczej, dochodzącej przyczyn tragedii.
W latach 90-tych ustalono, że przyczyną katastrofy był błąd konstrukcyjny statku, tj. uszkodzenie furty dziobowej. Evertsson sfilmował widoczne jak na dłoni dwie wyrwy w kadłubie, jedną o długości około 4 metrów. Ocalali świadkowie zeznawali, że przed zatonięciem usłyszeli dźwięk dartego metalu. Statek był wtedy na pełnym morzu, nie było możliwości, by zahaczył o coś na dnie.
Ochrona miejsca spoczynku ofiar stała się dla ich rodzin podobna do zmowy milczenia. W pobliżu nie można było pływać, urzędy odpowiedzialne za wydanie zgody na poszukiwanie szczątków zaginionych, dawały wyłącznie decyzje odmowne. Pogłoski o tym, że ESTONIA mogła przewozić broń, wyśmiewano, określając je teoriami spiskowymi. Podobnie traktowano sugestie, że prom mógł mieć kontakt z niezidentyfikowanym okrętem podwodnym.
Również Evertssona z jego pomysłami wyśmiewano, a gdy przedstawił dowody na przyczynę katastrofy, oskarżono o złamanie prawa i postawiono przed sądem. Wybitni szwedzcy dziennikarze nazwali go poszukującym jałowych sensacji skandalistą, a cały materiał, który zgromadził, wodą na młyn wyznawców teorii spiskowych.
Evertsson w styczniu stanął przed sądem za naruszenie spokoju miejsca spoczynku ofiar promu.
ESTONIA – tu nie wolno nurkować
Dziś, w poniedziałek 8 lutego zapadł w sprawie Evertssona wyrok. Sąd w Goeteborgu uniewinnił dziennikarza i towarzyszącego mu eksperta, Linusa Anderssona. Stwierdził, że oskarżonych nie można karać, ponieważ wypływając z Niemiec na niemieckiej łodzi i operując na wodach międzynarodowych, nie naruszyli porozumienia o zachowaniu miejsca spoczynku ofiar katastrofy w spokoju.
Henrik Evertsson otrzymał za swoje śledztwo szwedzką nagrodę dziennikarską. Szwedzkie władze już wcześniej zapowiedziały, że ponownie zbadają tragedię statku. Teraz, po wyroku, nie ma już żadnego powodu, by prawie w 27 lat po katastrofie wciąż utrzymywać zmowę milczenia.
Film Evertssona dostępny jest na Discovery, link znajduje się w opisie pod zwiastunem filmu na Youtube.